Stołówka punktualnie o ósmej
była wypełniona skoczkami, co zdarzyło się chyba pierwszy raz, i huczała od
plotek. Brakowało trenerów, kierownika ekipy, sztabu medycznego i Kennetha. Ci,
dla których było to pierwsze zgrupowanie, prześcigali się w domysłach. Słyszał
już, że po upadku był nieprzytomny i zabrali go, inny chłopak zaprzeczył i
zarzekał się, że widział go rano jak wchodził po schodach na wyższe piętro, a
kolejny zupełnie inną wersję.
Andreas zgromił wzrokiem
chłopaka, którego najbardziej poniosła fantazja i kazał mu zająć się
śniadaniem.
- Przesadzają. Nie mogło być tak źle, skoro
sam wstał. – stwierdził Johan, zajmując miejsce z dala od plotkarzy. – Nie od
razu, ale wstał. – dodał po chwili namysłu.
- Nie wiecie
gdzie jest Emil? – Jo pojawił się przy stole z ręcznikiem oplatającym biodra.
Odgarnął mokre włosy i rozejrzał się po pomieszczeniu. – Nigdzie go nie ma.
- Chyba razem z resztą. – Andreas nieznacznie
poruszył głową w stronę pustego stolika zazwyczaj zajętego przez lekarza i
Jensa.
- Cholera, zostałem bezdomnym. – mruknął
wściekły Hauer, chowając się dyskretnie za filarem.
- Co?
- Moja karta do pokoju się rozmagnesowała, nie
mam telefonu, ani portfela, więc muszę znaleźć Emila, żeby dostać się do
własnego pokoju. – wysyczał, czerwieniąc się na widok chichoczących nastolatek.
Obserwowały go uważnie, szepcząc coś między sobą konspiracyjnie. Hauer
poczerwieniał jak dorodna piwonia.
Johan zakrztusił się swoim omletem i tylko szybka reakcja siedzącego obok
uratowała go przed udławieniem się ze śmiechu.
Daniel oderwał się od telefonu jakby wyrwany z transu i spojrzał na
swoich towarzyszy niezrozumiale.
- Co oglądasz? – zainteresował się Anders,
zerkając nad jego ramieniem. Zmarszczył brwi w grymasie, a po chwili westchnął.
– Jesteście naprawdę dziwni. Nie odezwiesz się pierwszy, ale zrobisz dołek w wyświetlaczu
od wciskania play. – podsumował i
usiadł przenosząc swoją uwagę na grzankę.
- Co to?
Nie czekając na pozwolenie Johan
sam włączył udostępnione nagranie.
- To
kolano. – anatomiczny model kolana w rękach narciarza wyglądał niezwykle
krucho. – Odsuń rzepkę. Musimy zajrzeć do
środka. Zegnij kolano. Rotacja. Widzisz?
- Ta
mała część tutaj. To ACL. Zerwało się. Zdarza się. – wyjaśnił Aksel, co
razem z Leną skwitowali śmiechem.
Wzrok może być czasem bardziej wymowny, niż cały monolog. Kiedy Forfang
przekazał oczami wszystko, czego nie chciał lub nie mógł powiedzieć, westchnął
niemal identycznie jak Fannemel. Wrócił do swojego śniadania, ale coś zmieniło
się w powietrzu. Atmosfera zgęstniała. Do końca sezonu i całe zgrupowanie
omijali ten temat. Starali się, każdy miał swoje podejrzenia, choć nikt nie
mówił o nich głośno. To była ich prywatna sprawa, którą musieli rozstrzygnąć
sami. Żaden z nich postawiony w podobnej sytuacji nie życzyłby sobie, żeby
ktokolwiek mieszał się.
- O cholera…
Wszyscy synchronicznie spojrzeli
za Stjernenem w stronę recepcji. Jens, ich fizjoterapeuta, wsiadał do windy z
Uwe Göranssonem.
Stało się coś bardzo złego, szepnęła
cichutko podświadomość Daniela, kiedy w drzwiach pojawił się wysoki blondyn.
Even. Syn Uwe odziedziczył po ojcu nie tylko smykałkę do zawodu, ale
również wzrost, posturę, kolor włosów i rysy twarzy. Kiedy stali obok siebie z
łatwością można było wyobrazić sobie jak starszy Göransson wyglądał w młodości. Ich
obecność nie wróżyła niczego dobrego. Uwe bardzo rzadko opuszczał swój ośrodek.
To, że przyjechał osobiście, było samo w sobie złym znakiem. Uwe z wsparciem
oznaczało coś poważnego.
Brakowało
im tylko trzeciego muszkietera, a raczej muszkieterki.
Coś w środku klatki piersiowej zakuło go, a po
sekundzie wszystko ścisnęła niewidzialna ręka.
- Even. –
zwrócił się do młodszego Göranssona, który skończył rozmawiać przez telefon.
Szwed zaklął w ojczystym języku
i spojrzał z wyrzutem na urządzenie.
- Hej. Nie macie przypadkiem ładowarki pod
ręką? – zapytał zrezygnowany. – Głupie jabłka. – warknął, walcząc z iPhonem.
- Chodź. – Daniel natychmiast podniósł się.
Jeśli jest ktoś, kto ma stały kontakt z Leną to na pewno Even. – Jo, idziesz,
czy zamierzasz gorszyć te biedne dzieci? – zawołał, kiedy winda zasygnalizowała
gotowość do jazdy. – Byliście w szpitalu?
- Tak, będzie żył. – mruknął przecierając
twarz jakby chciał się rozbudzić. – Nogi też mu nie obetniemy. Nie stało się
nic z czym byśmy sobie nie poradzili. – dodał uspokajająco.
- Gdzieś tu powinna być. – mruknął Daniel,
ogarniając wzrokiem nieład, który zrobili z Fannemelem.
Joachim zabrał z walizki
pierwszy lepszy czysty komplet ubrań i zamknął się w łazience.
- Mam! –
rzucił ładowarkę starszemu blondynowi. Po podłączeniu telefonu do ładowania
Even jakby odzyskał kilka lat na twarzy. – Zostaniecie z Kennethem do końca?
- Nie. Jeszcze dzisiaj wracamy z nim, a jutro
ma rekonstrukcję więzadeł w Örebro. Na
zimę będzie jak nowy.
- Kto się nim
zajmie? – zapytał niby od niechcenia, jakby dla podtrzymania rozmowy, ale brak
odpowiedzi powiedział mu znacznie więcej. – Nie chce przyjechać?
- Jej
priorytetem jest kolano Svindala.
- Rozmawiałeś z
nią?
- Tak, często
konsultujemy się. – odparł nie podnosząc wzroku znad ekranu.
- A
powiedziałeś, że chodzi o Kennetha?
Göransson
zacisnął usta i odłożył telefon na stolik. Kątem oka na gasnącym wyświetlaczu
zobaczył zdjęcie rudowłosej nastolatki.
- Nie. Zajęta była nogami Klary. I nawet jeśli
chciałaby przyjechać to zna swoje obowiązki. – wysyczał wściekle. – Z Kennethem
nie jest tak źle, żeby ją ściągać.
Pamiętał ostatni raz, kiedy
widział Klarę, jak przez mgłę. Był zły, bo on i Lena mieli iść do kina. Był
wykończony po treningu, ale przekładali to już tyle razy i chyba już wszyscy
ich znajomi widzieli tę komedię. Śpieszył się, pamiętał, że rozciął sobie wargę
przez upadek w szatni, potykając się o czyjeś buty, kiedy odebrał wiadomość od
Leny. Pamiętał jak gotował się z wściekłości, kiedy odpisywał jej. Jak wszedł
do ośrodka i przez przeszklone drzwi zobaczył wózek inwalidzki, a na sali
rudowłosą Klarę. Siedziała na leżance i płakała w ramię Leny. Przypomniał sobie
jak dziwnie wyglądały jej pozbawione czucia nogi, kiedy poruszała tułowiem, a
one zwisały bezwładnie. Jak złość zmieniła się w poczucie winy.
- Co u Klary?
Even wziął głęboki wdech.
- Bez zmian. – odpowiedział niski głos z
szwedzkim akcentem. Obaj nie zauważyli, kiedy Uwe otworzył drzwi, ani ile
słyszał.
Wypadek
córki kosztował Uwe wiele zdrowia. Nikt nigdy nie przypuszczał, że ten
człowiek, który potrafił całkowicie zlikwidować skutki kontuzji nie jednego
sportowca i przywrócić mu sprawność, będzie bezsilny w obliczu kalectwa własnej
córki.
- Musimy już jechać na lotnisko.
- Chwilę, daj mi podładować telefon. Dziesięć
minut.
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. Mamy
samolot za półtorej godziny, pacjenta do zabrania ze szpitala i walizki do
odebrania. Jedziemy. – postanowił tonem, który nie akceptował żadnego sprzeciwu
i wyszedł.
- Czekaj! Gdzieś powinienem mieć power bank.
Fuerteventura była gorąca, jak
co roku. Morska bryza przyjemnie chłodziła, kiedy wieczorem siedzieli na
tarasie z piwem. Jakiś chłopak z kadry B powiedział, że starzeją się. Żartowali
sami z siebie, bo jeszcze rok temu ostatniego dnia zakończyli zabawę w taksówce
na lotnisko. Rok temu było inaczej.
Rok temu był tu ze swoją
dziewczyną.
Ostatnim razem byli tu w nieco
innym składzie, więcej żartowali, śmiali się częściej.
W zeszłym roku to Rune grał
pierwsze skrzypce.
Kenneth siedział obok niego.
Wtedy Joachim nie wisiał ciągle
na telefonie.
Zerknął na blondyna, który jako
jedyny jeszcze nie otworzył swojej butelki i nie wyszedł na zewnątrz. Chodził
po pokoju z telefonem przy uchu.
- Co z nim? – zapytał siedzącego obok
współlokatora blondyna. Johan wzruszył tylko ramionami, lecz po chwili krzyknął
do Hauera:
- Jo, kim jest ta pechowa dziewczyna?
- Maiken ma dzisiaj urodziny. – odparł,
zasłaniając dłonią telefon. Joachim przychyliłby jej nieba, gdyby mu na to
pozwoliła. Niestety mógł o tym tylko gdybać. Otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć,
ale odsunął Samsunga i spojrzał z niedowierzaniem na ekran. – Rozłączyła się. –
burknął przechodząc na balkon. – Zdążyłem powiedzieć, że dzwonię złożyć jej
życzenia, a ona powiedział ok, dzięki
i rozłączyła się.
Tom chichotał za plecami Andreasa,
a za nimi cała reszta. Daniel parsknął śmiechem. Hauer posłał mu wściekłe
spojrzenie.
- Zamknij się, bo to wszystko przez ciebie.
- Joachim, choćby nie wiem jak bardzo była
wściekła na mnie, nie moja wina. – tłumaczył, dalej śmiejąc się z kolegi. Reszta
towarzystwa spojrzała na niego wyraźnie zainteresowana rozwojem rozmowy. – Jak
chciałeś jej złożyć życzenia to trzeba było wysłać sms. Odpisałaby. Założę się,
że jest w pracy.
Musi pracować, żeby opłacić
czynsz i rachunki, bo dzięki niemu jej współlokatorka wyjechała na dobre.
Skrzywił się, kiedy wracał myślami do czasów, gdy wyczekiwał każdej
nieobecności Norweżki w mieszkaniu sąsiadującym z uniwersytetem.
- Wysłałeś jej życzenia? – zapytał szczerze
zdziwiony Joachim, bo wszyscy wiedzieli, że gdyby Maiken miała możliwość
ciśnięcia gromem w Daniela to posłałaby na niego całą burzę.
Skinął lekko głową i pociągnął
spory łyk piwa z butelki.
- Ogólne przesłanie było takie, że dziękuje,
ale ciągle jestem persona non grata.
- Co zrobiłeś? Spotykałeś się z dziewczyną
Hauera?
Na stwierdzenie dziewczyna Hauera Tom wypluł swoje piwo
i zaczął śmiać się jak opętany, a Joachim poczerwieniał.
- Dziewczyna!
Słyszałeś?! To było dobre.
Serię historii o tym jak Joachim
obchodzi się z Maiken jak pies z jeżem i całą masę kultowych powiedzeń
blondynki przerwał telefon najbardziej zawstydzonego. Zerknął na wyświetlacz i
uśmiechnął się tak, że Tom przytoczył kolejną anegdotę.
- O co założyłbyś się? – zapytał patrząc na
Daniela, który był trochę wybity z kontekstu. – Dobra whisky, jeśli Maiken nie
pracuje?
- Stoi.
Stjernen przeciął zakład, a
Hauer wyciągnął telefon z zapisem rozmowy na wyświetlaczu.
Spojrzał na ostatnią wiadomość i
cały dobry humor odleciał.
nie mogę rozmawiać
p.s. masz pozdrowienia od Leny
- Są na koncercie Coldplay w Berlinie.
Pyknięcie zasygnalizowało
kolejną wiadomość, ale Joachim zabrał telefon, zanim zdążył cokolwiek zobaczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz