sobota, 10 grudnia 2016

2 – Słońce musi zajść, aby wzejść

                Stołówka punktualnie o ósmej była wypełniona skoczkami, co zdarzyło się chyba pierwszy raz, i huczała od plotek. Brakowało trenerów, kierownika ekipy, sztabu medycznego i Kennetha. Ci, dla których było to pierwsze zgrupowanie, prześcigali się w domysłach. Słyszał już, że po upadku był nieprzytomny i zabrali go, inny chłopak zaprzeczył i zarzekał się, że widział go rano jak wchodził po schodach na wyższe piętro, a kolejny zupełnie inną wersję.
                Andreas zgromił wzrokiem chłopaka, którego najbardziej poniosła fantazja i kazał mu zająć się śniadaniem.
 - Przesadzają. Nie mogło być tak źle, skoro sam wstał. – stwierdził Johan, zajmując miejsce z dala od plotkarzy. – Nie od razu, ale wstał. – dodał po chwili namysłu.
- Nie wiecie gdzie jest Emil? – Jo pojawił się przy stole z ręcznikiem oplatającym biodra. Odgarnął mokre włosy i rozejrzał się po pomieszczeniu. – Nigdzie go nie ma.
 - Chyba razem z resztą. – Andreas nieznacznie poruszył głową w stronę pustego stolika zazwyczaj zajętego przez lekarza i Jensa.
 - Cholera, zostałem bezdomnym. – mruknął wściekły Hauer, chowając się dyskretnie za filarem.
 - Co?
 - Moja karta do pokoju się rozmagnesowała, nie mam telefonu, ani portfela, więc muszę znaleźć Emila, żeby dostać się do własnego pokoju. – wysyczał, czerwieniąc się na widok chichoczących nastolatek. Obserwowały go uważnie, szepcząc coś między sobą konspiracyjnie. Hauer poczerwieniał jak dorodna piwonia.
Johan zakrztusił się swoim omletem i tylko szybka reakcja siedzącego obok uratowała go przed udławieniem się ze śmiechu.
Daniel oderwał się od telefonu jakby wyrwany z transu i spojrzał na swoich towarzyszy niezrozumiale.
 - Co oglądasz? – zainteresował się Anders, zerkając nad jego ramieniem. Zmarszczył brwi w grymasie, a po chwili westchnął. – Jesteście naprawdę dziwni. Nie odezwiesz się pierwszy, ale zrobisz dołek w wyświetlaczu od wciskania play. – podsumował i usiadł przenosząc swoją uwagę na grzankę.
 - Co to?
                Nie czekając na pozwolenie Johan sam włączył udostępnione nagranie.
 - To kolano. – anatomiczny model kolana w rękach narciarza wyglądał niezwykle krucho. – Odsuń rzepkę. Musimy zajrzeć do środka. Zegnij kolano. Rotacja. Widzisz?
 - Ta mała część tutaj. To ACL. Zerwało się. Zdarza się. – wyjaśnił Aksel, co razem z Leną skwitowali śmiechem.
Wzrok może być czasem bardziej wymowny, niż cały monolog. Kiedy Forfang przekazał oczami wszystko, czego nie chciał lub nie mógł powiedzieć, westchnął niemal identycznie jak Fannemel. Wrócił do swojego śniadania, ale coś zmieniło się w powietrzu. Atmosfera zgęstniała. Do końca sezonu i całe zgrupowanie omijali ten temat. Starali się, każdy miał swoje podejrzenia, choć nikt nie mówił o nich głośno. To była ich prywatna sprawa, którą musieli rozstrzygnąć sami. Żaden z nich postawiony w podobnej sytuacji nie życzyłby sobie, żeby ktokolwiek mieszał się.
 - O cholera…
                Wszyscy synchronicznie spojrzeli za Stjernenem w stronę recepcji. Jens, ich fizjoterapeuta, wsiadał do windy z Uwe Göranssonem.
Stało się coś bardzo złego, szepnęła cichutko podświadomość Daniela, kiedy w drzwiach pojawił się wysoki blondyn.
Even. Syn Uwe odziedziczył po ojcu nie tylko smykałkę do zawodu, ale również wzrost, posturę, kolor włosów i rysy twarzy. Kiedy stali obok siebie z łatwością można było wyobrazić sobie jak starszy Göransson wyglądał w młodości. Ich obecność nie wróżyła niczego dobrego. Uwe bardzo rzadko opuszczał swój ośrodek. To, że przyjechał osobiście, było samo w sobie złym znakiem. Uwe z wsparciem oznaczało coś poważnego.
Brakowało im tylko trzeciego muszkietera, a raczej muszkieterki.
 Coś w środku klatki piersiowej zakuło go, a po sekundzie wszystko ścisnęła niewidzialna ręka.
- Even. – zwrócił się do młodszego Göranssona, który skończył rozmawiać przez telefon.
                Szwed zaklął w ojczystym języku i spojrzał z wyrzutem na urządzenie.
 - Hej. Nie macie przypadkiem ładowarki pod ręką? – zapytał zrezygnowany. – Głupie jabłka. – warknął, walcząc z iPhonem.
 - Chodź. – Daniel natychmiast podniósł się. Jeśli jest ktoś, kto ma stały kontakt z Leną to na pewno Even. – Jo, idziesz, czy zamierzasz gorszyć te biedne dzieci? – zawołał, kiedy winda zasygnalizowała gotowość do jazdy. – Byliście w szpitalu?
 - Tak, będzie żył. – mruknął przecierając twarz jakby chciał się rozbudzić. – Nogi też mu nie obetniemy. Nie stało się nic z czym byśmy sobie nie poradzili. – dodał uspokajająco.
 - Gdzieś tu powinna być. – mruknął Daniel, ogarniając wzrokiem nieład, który zrobili z Fannemelem.
                Joachim zabrał z walizki pierwszy lepszy czysty komplet ubrań i zamknął się w łazience.
- Mam! – rzucił ładowarkę starszemu blondynowi. Po podłączeniu telefonu do ładowania Even jakby odzyskał kilka lat na twarzy. – Zostaniecie z Kennethem do końca?
 - Nie. Jeszcze dzisiaj wracamy z nim, a jutro ma rekonstrukcję więzadeł w Örebro. Na zimę będzie jak nowy.
 - Kto się nim zajmie? – zapytał niby od niechcenia, jakby dla podtrzymania rozmowy, ale brak odpowiedzi powiedział mu znacznie więcej. – Nie chce przyjechać?
 - Jej priorytetem jest kolano Svindala.
 - Rozmawiałeś z nią?
 - Tak, często konsultujemy się. – odparł nie podnosząc wzroku znad ekranu.
 - A powiedziałeś, że chodzi o Kennetha?
                Göransson zacisnął usta i odłożył telefon na stolik. Kątem oka na gasnącym wyświetlaczu zobaczył zdjęcie rudowłosej nastolatki.
 - Nie. Zajęta była nogami Klary. I nawet jeśli chciałaby przyjechać to zna swoje obowiązki. – wysyczał wściekle. – Z Kennethem nie jest tak źle, żeby ją ściągać.
                Pamiętał ostatni raz, kiedy widział Klarę, jak przez mgłę. Był zły, bo on i Lena mieli iść do kina. Był wykończony po treningu, ale przekładali to już tyle razy i chyba już wszyscy ich znajomi widzieli tę komedię. Śpieszył się, pamiętał, że rozciął sobie wargę przez upadek w szatni, potykając się o czyjeś buty, kiedy odebrał wiadomość od Leny. Pamiętał jak gotował się z wściekłości, kiedy odpisywał jej. Jak wszedł do ośrodka i przez przeszklone drzwi zobaczył wózek inwalidzki, a na sali rudowłosą Klarę. Siedziała na leżance i płakała w ramię Leny. Przypomniał sobie jak dziwnie wyglądały jej pozbawione czucia nogi, kiedy poruszała tułowiem, a one zwisały bezwładnie. Jak złość zmieniła się w poczucie winy.
 - Co u Klary?
                Even wziął głęboki wdech.
 - Bez zmian. – odpowiedział niski głos z szwedzkim akcentem. Obaj nie zauważyli, kiedy Uwe otworzył drzwi, ani ile słyszał.
Wypadek córki kosztował Uwe wiele zdrowia. Nikt nigdy nie przypuszczał, że ten człowiek, który potrafił całkowicie zlikwidować skutki kontuzji nie jednego sportowca i przywrócić mu sprawność, będzie bezsilny w obliczu kalectwa własnej córki.
 - Musimy już jechać na lotnisko.
 - Chwilę, daj mi podładować telefon. Dziesięć minut.
 - Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej. Mamy samolot za półtorej godziny, pacjenta do zabrania ze szpitala i walizki do odebrania. Jedziemy. – postanowił tonem, który nie akceptował żadnego sprzeciwu i wyszedł.
 - Czekaj! Gdzieś powinienem mieć power bank.


                Fuerteventura była gorąca, jak co roku. Morska bryza przyjemnie chłodziła, kiedy wieczorem siedzieli na tarasie z piwem. Jakiś chłopak z kadry B powiedział, że starzeją się. Żartowali sami z siebie, bo jeszcze rok temu ostatniego dnia zakończyli zabawę w taksówce na lotnisko. Rok temu było inaczej.
                Rok temu był tu ze swoją dziewczyną.
                Ostatnim razem byli tu w nieco innym składzie, więcej żartowali, śmiali się częściej.
                W zeszłym roku to Rune grał pierwsze skrzypce.
                Kenneth siedział obok niego.
                Wtedy Joachim nie wisiał ciągle na telefonie.
                Zerknął na blondyna, który jako jedyny jeszcze nie otworzył swojej butelki i nie wyszedł na zewnątrz. Chodził po pokoju z telefonem przy uchu.
 - Co z nim? – zapytał siedzącego obok współlokatora blondyna. Johan wzruszył tylko ramionami, lecz po chwili krzyknął do Hauera:
 - Jo, kim jest ta pechowa dziewczyna?
 - Maiken ma dzisiaj urodziny. – odparł, zasłaniając dłonią telefon. Joachim przychyliłby jej nieba, gdyby mu na to pozwoliła. Niestety mógł o tym tylko gdybać. Otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale odsunął Samsunga i spojrzał z niedowierzaniem na ekran. – Rozłączyła się. – burknął przechodząc na balkon. – Zdążyłem powiedzieć, że dzwonię złożyć jej życzenia, a ona powiedział ok, dzięki i rozłączyła się.
                Tom chichotał za plecami Andreasa, a za nimi cała reszta. Daniel parsknął śmiechem. Hauer posłał mu wściekłe spojrzenie.
 - Zamknij się, bo to wszystko przez ciebie.
 - Joachim, choćby nie wiem jak bardzo była wściekła na mnie, nie moja wina. – tłumaczył, dalej śmiejąc się z kolegi. Reszta towarzystwa spojrzała na niego wyraźnie zainteresowana rozwojem rozmowy. – Jak chciałeś jej złożyć życzenia to trzeba było wysłać sms. Odpisałaby. Założę się, że jest w pracy.
                Musi pracować, żeby opłacić czynsz i rachunki, bo dzięki niemu jej współlokatorka wyjechała na dobre. Skrzywił się, kiedy wracał myślami do czasów, gdy wyczekiwał każdej nieobecności Norweżki w mieszkaniu sąsiadującym z uniwersytetem.
 - Wysłałeś jej życzenia? – zapytał szczerze zdziwiony Joachim, bo wszyscy wiedzieli, że gdyby Maiken miała możliwość ciśnięcia gromem w Daniela to posłałaby na niego całą burzę.
                Skinął lekko głową i pociągnął spory łyk piwa z butelki.
 - Ogólne przesłanie było takie, że dziękuje, ale ciągle jestem persona non grata.
 - Co zrobiłeś? Spotykałeś się z dziewczyną Hauera?
                Na stwierdzenie dziewczyna Hauera Tom wypluł swoje piwo i zaczął śmiać się jak opętany, a Joachim poczerwieniał.
 - Dziewczyna! Słyszałeś?! To było dobre.
                Serię historii o tym jak Joachim obchodzi się z Maiken jak pies z jeżem i całą masę kultowych powiedzeń blondynki przerwał telefon najbardziej zawstydzonego. Zerknął na wyświetlacz i uśmiechnął się tak, że Tom przytoczył kolejną anegdotę.
 - O co założyłbyś się? – zapytał patrząc na Daniela, który był trochę wybity z kontekstu. – Dobra whisky, jeśli Maiken nie pracuje?
 - Stoi.
                Stjernen przeciął zakład, a Hauer wyciągnął telefon z zapisem rozmowy na wyświetlaczu.
                Spojrzał na ostatnią wiadomość i cały dobry humor odleciał.
                nie mogę rozmawiać
                p.s. masz pozdrowienia od Leny
 - Są na koncercie Coldplay w Berlinie.

                Pyknięcie zasygnalizowało kolejną wiadomość, ale Joachim zabrał telefon, zanim zdążył cokolwiek zobaczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz