sobota, 17 grudnia 2016

3 – Ściany są zbudowane, aby utrzymać nasze bezpieczeństwo. Byliśmy tacy sami, dopóki nie uderzyliśmy w ziemię

                Powieki miał ciężkie, a głowa zapadała się w miękką poduszkę, jakby była z ołowiu. Nie tylko głowa. Wszystko, każda nawet najmniejsza kostka, mięsień, staw składały się w tej chwili w znaczącej przewadze z ołowiu. Pomimo tej ociężałości czuł jakby rozpływał się w pościeli. Sen był wspaniały. Nie pamiętał kiedy ostatnio spał tak głęboko. Tak właściwie to nigdy wcześniej nie zaznał czegoś podobnego do stanu obecnej błogości, która go otulała, i sam nie wiedział dlaczego próbuje otworzyć oczy, ale czuł wewnętrzny przymus, żeby to zrobić.
                Widział błyskające, ostre światło spod uchylonych powiek. Rozmyty szum. Jak fale podczas burzy uderzające o kamieniste zbocze fiordu.
                Poczuł chłód na policzku, a po chwili coś zwilżyło jego spierzchnięte usta wodą.
 - Jest dobrze. – usłyszał spokojne zapewnienie, a przyjemny chłód przesunął się z policzka w kierunku czoła. – Wszystko już będzie dobrze, Kenny-boy.
                Przełknął ciężko i gwałtownie otworzył oczy. Stalowe tęczówki wpatrywały się w niego, a iskierki mieniące się w nich sprawiły, że sam chciał się uśmiechnąć, gdyby jego mięśnie mimiczne nie sprawiały wrażenia zardzewiałych.
 - Co oni mi dali? – wychrypiał cicho po dłuższej chwili. Zorientował się, że zimno pochodzi z jej dłoni, która odgarnia jego przydługą grzywkę z czoła.
 - Prawdziwy koktajl chemiczny z anestetyków, środków zwiotczających, przeciwbólowych i wspomagających. W formie wziewnej i dożylnej. – tłumaczyła powoli, dalej odgarniając jego włosy. – Fajnie się śpi, prawda? Jak na chmurce. Korzystaj, póki jeszcze to czujesz.
                Myślał, że to sen. Słyszał kiedyś, że narkoza może tak działać na człowieka, chociaż on nigdy wcześniej tego nie doświadczył. Jego podświadomość zakpiła z niego. Chciał, żeby zajął się nim ktoś, kogo zna, komu ufa. Nie mógł się ruszać, miał świeżo przyczepione więzadła, w plecach zaczynał czuć całą noc w bezruchu, w perspektywie kilku miesięcy rehabilitację i powolny proces odbudowywania formy, a w szpitalu nikogo, kogo by znał.
Dlatego kiedy następnego dnia rano weszła do jego pokoju prawie spadł z łóżka. Włosy miała jak zawsze spięte w luźny splot, na sobie dres, a w ręce trzymała małą torbę sportową.
 - Hej, śpiochu. – uśmiechnęła się i wesoło cmoknęła jego policzek. – Jak się czujesz? Nic nie swędzi? Jakieś pieczenie? Pulsowanie?
                Zaprzeczył ruchem głowy, bo po całym dniu i nocy bez kropli wody jego gardło było niezdolne do jakiegokolwiek dźwięku poza chrząknięciem, które brzmiało złowieszczo.
                Jakby odczytując jego spojrzenie wyciągnęła małą butelkę z wodą i nalała odrobinę do plastikowego kubeczka.
 - Pij powoli, małymi łykami. – poleciła, zanim przekazała mu kubeczek. – Wygląda ładnie jak na pierwszą dobę. Zerkałam już wcześniej, przed treningiem. Zmienię ci okład. Opuchlizna powoli schodzi, nawet blizna wygląda bardzo ładnie. Przyjdę po śniadaniu, zrobię ci drenaż i wydaje mi się, że zrobimy też trochę izometrii na początek i popracujemy biernie. Za dwa tygodnie będziesz truchtał na bieżni. – oświadczyła radośnie, odwracając się od jego nogi. – Zostawiam ci wodę, tylko powoli z nią. – z lodówki obok łóżka wyciągnęła cold pack, wsunęła w osłonę i ułożyła ostrożnie na jego opuchniętym kolanie. – Wrócę później, muszę załatwić jeszcze kilka rzeczy. Ktoś zmieni ci okład. Jeśli będzie ci przeszkadzał albo poczujesz dyskomfort wywołaj pielęgniarkę. Wciskaj jak będziesz czegoś potrzebował. – dodała i przysiadła na skraju łóżka, a on odruchowo złapał jej dłoń. – Będzie dobrze, obiecuję.
 - Dziękuję. – wyszeptał chrapliwie, siląc się na uśmiech.
                Zaśmiała się głośno i mocniej ścisnęła jego dłoń.
 - Przypomnę ci jutro jak będziesz płakał z bólu.



                Wyciągnięcie go z domu ostatnimi czasy było ogromnym wyczynem, ale nawet nie zorientował się, kiedy wyjście z przyjaciółmi zamieniło się w coś, co postronna osoba mogła nazywać potrójną randką. Było już za późno na wycofanie się, a zrobienie afery Johanowi i Kennethowi przy obcych ludziach nie było najlepszym rozwiązaniem. Ostatecznie postanowił, że policzy się z nimi później.    Główny powód jego złego humoru, koleżanka Celiny z liceum – Inga – była ładna, sympatyczna i z tego, co zdążył zauważyć, bardzo szczęśliwa z powodu całego wyjścia. Starał się być miły, ale nie miał w sobie zbyt wiele cierpliwości, a Inga najwidoczniej po chwili to zrozumiała. Trzymała bezpieczny dystans i gdyby nie cała sytuacja mógłby ją polubić.
 - Astrid! Zrobiłaś sobie tatuaż?!
                Celina złapała za rękę blondynki i podwinęła rękaw, który uniósł się lekko, gdy sięgała po sos. Na nadgarstku miała wykaligrafowane dwie linijki tekstu.
 - A to. – powiedziała wyraźnie speszona, uciekając przed wzrokiem Kennetha. Daniel uśmiechnął się pod nosem i schował za kuflem z piwem. – To tylko prototyp. Henna. W końcu to decyzja na całe życie. – zabrzmiało to niezwykle znajomo i przyciągnęło jego uwagę jeszcze bardziej.
 - To łacina? – zapytała Inga, dołączając do oglądania tatuażu i pochyliła się nad nim, żeby uważniej obejrzeć napis. Johan chichotał rozbawiony.
 - Portugalski.
 - Lute com honra e nunca desista. – przeczytał gładko, a raczej zacytował z pamięci i zerknął pytająco na najstarszego blondyna, który uśmiechnął się lekko pod nosem, jakby chciał coś zasygnalizować.
 - Znasz portugalski? – spytała Inga przenosząc swoją uwagę z skrępowanej Astrid na niego.
 - Odrobinę.
 - Jesteś pewna, że to na henna, a nie tusz? – zapytał przekornie Kenneth przerywając swoje milczenie.
 - Yhym. – mruknęła jeszcze bardziej skrępowana, niż przed chwilą. Naciągnęła mocniej rękawy. Kenneth westchnął ciężko i pociągnął duży łyk piwa.
 - Jest naprawdę ładny. Co oznacza? – głos Ingi brzmiał jak wiatr rozpędzający chmury, ale Astrid poczerwieniała. – Przepraszam, jeśli to coś osobistego…
 - Nie, wcale. Po prostu Astrid mało pamięta z tamtego wieczoru. – powiedział Kenneth i pocałował skroń blondynki. – Nie mówiąc już o całej sesji i kilku filmikach na Instagramie. Cieszę się, że inni byli na tyle przytomni, że to tylko henna.
 - Byłaś w Vegas? – dopytywał Johan wyraźnie zainteresowany całą opowieścią.
 - Nie, w Berlinie.
                I wszystko nagle stało się jasne. Parsknął śmiechem, bo każde wyobrażenie Astrid pod wpływem alkoholu, na koncercie albo w salonie tatuażu razem z Leną i Maiken w podobnym nastroju było przekomiczne.
 - Jak udał się koncert? – zapytał, chcąc skończyć ten newralgiczny temat.
 - Niesamowity. Na żywo są magiczni, szczególnie Chris Martin. – odparła z iskrami w oczach. – Z pewnością nie mój ostatni.
                Rozmowa później potoczyła się gładko, a Astrid w drodze powrotnej podziękowała mu za ratunek.
 - Co u Leny? – zapytał po dłuższej chwili, kiedy reszta zajęta była szukaniem samochodów na parkingu. Blondynka zerknęła na niego niepewnie i zacisnęła usta. – Chcę tylko wiedzieć czy wszystko u niej w porządku. Nie widziałem Uwe i Evena od dłuższego czasu, a Jens wydaje się niewiarygodny, więc martwię się.
                Astrid zatrzymała się i okryła się szczelniej swetrem.
 - Jest dobrze, a przynajmniej tak mi się wydaje. Żyje głównie pracą. – odparła po namyśle. Po jej zachowaniu wiedział, że wie więcej, ale nie chciał bardziej naciskać. W środku czuł jak kamień spada mu z serca. Astrid zerknęła na idącą kilka metrów za nimi Celinę i dodała: - Wiesz, bo to wszystko to był jej pomysł. – poczuł gniew, bo nikt nie lubi, kiedy postronny wtrąca się w jego sprawy. – Leny. Pytała o ciebie i poprosiła, żebyśmy spróbowali wyciągnąć cię z domu. Jak byliśmy w drodze Celina dopiero wspomniała o tej koleżance. Wiesz…
 - … mam teraz czas na sukcesy, zabawę i świętowanie. – dokończył ze złością.
 - Nie tak powiedziała, ale o to chodziło.
 - Myślisz, że wróci?
                Astrid westchnęła ciężko i wzruszyła ramionami.
 - Nie wiem. Nie chciałam pytać, ale wiem, że jeździ na tyle często do Örebro, żeby wynajmować tam mieszkanie.

                Nie wiedział, co dokładnie nim kieruje, gdy po przeszło czterech miesiącach stał znów przed drzwiami mieszkania nieopodal Uniwersytetu. Z jakiegoś powodu nie zwracał uwagi na późną porę. Chwilowo nawet przyszła zemsta za to najście nie wydawała mu się istotna.
                Miał deja vu, kiedy znów słyszał wiązkę siarczystych przekleństw, a blondynka pojawiła się po drugiej stronie.
 - Czy ty masz pojęcie która jest godzina?! – zawarczała mrużąc oczy, ale wpuściła go do środka. Prawdopodobnie przez wegańską pizzę w jego rękach. – Bądź cicho, bo obudzisz moją kuzynkę. – dodała, idąc do kuchni. Odruchowo znalazł się przy szafce pełnej herbat ze wszystkich stron świata i wybrał odpowiednią dla siebie. Dopiero, kiedy usiedli przy stole z parującymi kubkami odezwała się: - Słucham, zanim się obudzę.
 - Chciałbym z nią porozmawiać.
 - Ale ona nie ma ochoty rozmawiać z tobą. – bąknęła od razu, mieszając swój napar. Maiken na co dzień cechowała ogromna szczerość, ale w tej wersji nie miała żadnych zahamowań. – Wiesz, że tak jest lepiej?
 - Niby komu?
 - Globalnie. – mruknęła sarkastycznie. – Prawie wszystkim, pomijając mnie, oczywiście, ale ja sobie poradzę. Powiem ci to samo, co powiedziałam jej. Były dwie opcje, jeśli chciałaby walczyć. Przekonałaby cię, ale ty nie jesteś gotowy, więc rozstalibyście się po wielkiej kłótni i to zniszczyłoby ją. Opcja dwa: wybiłbyś jej to z głowy. – chciał coś powiedzieć, ale machnęła ręką. – Oczywiście, że tak. Nawet nie zaprzeczaj. Zdradzę ci sekret, który dotyczy kobiet: jesteśmy w stanie poświęcić się dla mężczyzn w wielu sprawach, iść na kompromisy i rezygnować z wielu rzeczy, jeśli ich kochamy, ale ta jedna kwestia jest bezdyskusyjna. Przynajmniej w większości przypadków. I tak, myślała głównie o sobie, ale zrezygnowała z miejsca, które jest jej domem, z wymarzonej pracy, z przyjaciół. Wszystko tylko po to, żebyś TY stracił jak najmniej.
                Uniosła kubek i spokojnie dmuchnęła rozwiewając parę. To samo zimno, które czuł cztery miesiące temu, ścisnęło jego serce i gardło. Wiedział, że ma rację.
 - Jest szczęśliwa?
 - Na tyle na ile może.
 - A poza tym? – pewne słowa po prostu nie mogły przejść przez jego gardło. Obraz szatynki i jakiegoś niezidentyfikowanego faceta bez twarzy ciągle plątał się mu gdzieś po głowie. Sama myśl bolała.
 - Dużo pracuje. Bardzo dużo. – odparła powoli, a w jej głosie słyszał troskę i zmartwienie. Maiken była pracoholikiem, więc jej frasunek spotęgował jego niepokój. – Ale Svindal wydaje się gotowy do przygotowań. Razem z Larsem odwalają świetną robotę.
                Kojarzył blondyna ze zdjęć, ale pierwszy raz poczuł ukłucie zazdrości.
 - I te inne… rzeczy…
                Blondynka parsknęła, prawie oblewając się herbatą. Odchrząknęła, zakaszlała i spojrzała na niego z rozbawieniem.
 - Nie ma na to czasu. – odpowiedziała, ale coś w oczach Daniela sprawiło, że nie musiał nic więcej mówić. – Rozważa różne opcje.
 - Opcje?
- Zawsze są jakieś możliwości. Jeśli ci o nich opowiem to przez miesiąc nie zaśniesz z nerwów. – odparła, a na jej usta wkradł się złośliwy uśmiech. Twarz Daniela tracąca kolory i powoli stapiająca się ze ścianą wydawała się jej niezwykle zabawna. – Na razie tylko rozważa opcje i szuka najlepszej.
- Czemu się wstrzymuje?
 - Uwe.
                Tylko skinął głową i już nic więcej nie powiedział. Teraz wiedział, że niezależnie od tego czy będzie chciała, czy nie, kiedyś będzie musiała wrócić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz