Powieki
miał ciężkie, a głowa zapadała się w miękką poduszkę, jakby była z ołowiu. Nie
tylko głowa. Wszystko, każda nawet najmniejsza kostka, mięsień, staw składały
się w tej chwili w znaczącej przewadze z ołowiu. Pomimo tej ociężałości czuł
jakby rozpływał się w pościeli. Sen był wspaniały. Nie pamiętał kiedy ostatnio
spał tak głęboko. Tak właściwie to nigdy wcześniej nie zaznał czegoś podobnego
do stanu obecnej błogości, która go otulała, i sam nie wiedział dlaczego
próbuje otworzyć oczy, ale czuł wewnętrzny przymus, żeby to zrobić.
Widział
błyskające, ostre światło spod uchylonych powiek. Rozmyty szum. Jak fale
podczas burzy uderzające o kamieniste zbocze fiordu.
Poczuł
chłód na policzku, a po chwili coś zwilżyło jego spierzchnięte usta wodą.
- Jest dobrze. – usłyszał spokojne
zapewnienie, a przyjemny chłód przesunął się z policzka w kierunku czoła. –
Wszystko już będzie dobrze, Kenny-boy.
Przełknął
ciężko i gwałtownie otworzył oczy. Stalowe tęczówki wpatrywały się w niego, a
iskierki mieniące się w nich sprawiły, że sam chciał się uśmiechnąć, gdyby jego
mięśnie mimiczne nie sprawiały wrażenia zardzewiałych.
- Co oni mi dali? – wychrypiał cicho po
dłuższej chwili. Zorientował się, że zimno pochodzi z jej dłoni, która odgarnia
jego przydługą grzywkę z czoła.
- Prawdziwy koktajl chemiczny z anestetyków, środków
zwiotczających, przeciwbólowych i wspomagających. W formie wziewnej i dożylnej.
– tłumaczyła powoli, dalej odgarniając jego włosy. – Fajnie się śpi, prawda?
Jak na chmurce. Korzystaj, póki jeszcze to czujesz.
Myślał,
że to sen. Słyszał kiedyś, że narkoza może tak działać na człowieka, chociaż on
nigdy wcześniej tego nie doświadczył. Jego podświadomość zakpiła z niego.
Chciał, żeby zajął się nim ktoś, kogo zna, komu ufa. Nie mógł się ruszać, miał
świeżo przyczepione więzadła, w plecach zaczynał czuć całą noc w bezruchu, w
perspektywie kilku miesięcy rehabilitację i powolny proces odbudowywania formy,
a w szpitalu nikogo, kogo by znał.
Dlatego kiedy następnego dnia rano
weszła do jego pokoju prawie spadł z łóżka. Włosy miała jak zawsze spięte w
luźny splot, na sobie dres, a w ręce trzymała małą torbę sportową.
- Hej, śpiochu. – uśmiechnęła się i wesoło
cmoknęła jego policzek. – Jak się czujesz? Nic nie swędzi? Jakieś pieczenie?
Pulsowanie?
Zaprzeczył
ruchem głowy, bo po całym dniu i nocy bez kropli wody jego gardło było
niezdolne do jakiegokolwiek dźwięku poza chrząknięciem, które brzmiało
złowieszczo.
Jakby
odczytując jego spojrzenie wyciągnęła małą butelkę z wodą i nalała odrobinę do
plastikowego kubeczka.
- Pij powoli, małymi łykami. – poleciła, zanim
przekazała mu kubeczek. – Wygląda ładnie jak na pierwszą dobę. Zerkałam już
wcześniej, przed treningiem. Zmienię ci okład. Opuchlizna powoli schodzi, nawet
blizna wygląda bardzo ładnie. Przyjdę po śniadaniu, zrobię ci drenaż i wydaje
mi się, że zrobimy też trochę izometrii na początek i popracujemy biernie. Za
dwa tygodnie będziesz truchtał na bieżni. – oświadczyła radośnie, odwracając
się od jego nogi. – Zostawiam ci wodę, tylko powoli z nią. – z lodówki obok
łóżka wyciągnęła cold pack, wsunęła w osłonę i ułożyła ostrożnie na jego
opuchniętym kolanie. – Wrócę później, muszę załatwić jeszcze kilka rzeczy. Ktoś
zmieni ci okład. Jeśli będzie ci przeszkadzał albo poczujesz dyskomfort wywołaj
pielęgniarkę. Wciskaj jak będziesz czegoś potrzebował. – dodała i przysiadła na
skraju łóżka, a on odruchowo złapał jej dłoń. – Będzie dobrze, obiecuję.
- Dziękuję. – wyszeptał chrapliwie, siląc się
na uśmiech.
Zaśmiała
się głośno i mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Przypomnę ci jutro jak będziesz płakał z
bólu.
Wyciągnięcie
go z domu ostatnimi czasy było ogromnym wyczynem, ale nawet nie zorientował
się, kiedy wyjście z przyjaciółmi zamieniło się w coś, co postronna osoba mogła
nazywać potrójną randką. Było już za późno na wycofanie się, a zrobienie afery
Johanowi i Kennethowi przy obcych ludziach nie było najlepszym rozwiązaniem.
Ostatecznie postanowił, że policzy się z nimi później. Główny powód jego złego humoru, koleżanka Celiny z liceum – Inga
– była ładna, sympatyczna i z tego, co zdążył zauważyć, bardzo szczęśliwa z
powodu całego wyjścia. Starał się być miły, ale nie miał w sobie zbyt wiele
cierpliwości, a Inga najwidoczniej po chwili to zrozumiała. Trzymała bezpieczny
dystans i gdyby nie cała sytuacja mógłby ją polubić.
- Astrid! Zrobiłaś sobie tatuaż?!
Celina
złapała za rękę blondynki i podwinęła rękaw, który uniósł się lekko, gdy
sięgała po sos. Na nadgarstku miała wykaligrafowane dwie linijki tekstu.
- A to. – powiedziała wyraźnie speszona,
uciekając przed wzrokiem Kennetha. Daniel uśmiechnął się pod nosem i schował za
kuflem z piwem. – To tylko prototyp. Henna. W końcu to decyzja na całe życie. –
zabrzmiało to niezwykle znajomo i przyciągnęło jego uwagę jeszcze bardziej.
- To łacina? – zapytała Inga, dołączając do
oglądania tatuażu i pochyliła się nad nim, żeby uważniej obejrzeć napis. Johan
chichotał rozbawiony.
- Portugalski.
- Lute com honra e nunca desista. – przeczytał
gładko, a raczej zacytował z pamięci i zerknął pytająco na najstarszego
blondyna, który uśmiechnął się lekko pod nosem, jakby chciał coś
zasygnalizować.
- Znasz portugalski? – spytała Inga przenosząc
swoją uwagę z skrępowanej Astrid na niego.
- Odrobinę.
- Jesteś pewna, że to na henna, a nie tusz? –
zapytał przekornie Kenneth przerywając swoje milczenie.
- Yhym. – mruknęła jeszcze bardziej
skrępowana, niż przed chwilą. Naciągnęła mocniej rękawy. Kenneth westchnął
ciężko i pociągnął duży łyk piwa.
- Jest naprawdę ładny. Co oznacza? – głos Ingi
brzmiał jak wiatr rozpędzający chmury, ale Astrid poczerwieniała. – Przepraszam,
jeśli to coś osobistego…
- Nie, wcale. Po prostu Astrid mało pamięta z
tamtego wieczoru. – powiedział Kenneth i pocałował skroń blondynki. – Nie
mówiąc już o całej sesji i kilku filmikach na Instagramie. Cieszę się, że inni
byli na tyle przytomni, że to tylko henna.
- Byłaś w Vegas? – dopytywał Johan wyraźnie
zainteresowany całą opowieścią.
- Nie, w Berlinie.
I
wszystko nagle stało się jasne. Parsknął śmiechem, bo każde wyobrażenie Astrid
pod wpływem alkoholu, na koncercie albo w salonie tatuażu razem z Leną i Maiken
w podobnym nastroju było przekomiczne.
- Jak udał się koncert? – zapytał, chcąc skończyć
ten newralgiczny temat.
- Niesamowity. Na żywo są magiczni, szczególnie
Chris Martin. – odparła z iskrami w oczach. – Z pewnością nie mój ostatni.
Rozmowa
później potoczyła się gładko, a Astrid w drodze powrotnej podziękowała mu za
ratunek.
- Co u Leny? – zapytał po dłuższej chwili,
kiedy reszta zajęta była szukaniem samochodów na parkingu. Blondynka zerknęła
na niego niepewnie i zacisnęła usta. – Chcę tylko wiedzieć czy wszystko u niej
w porządku. Nie widziałem Uwe i Evena od dłuższego czasu, a Jens wydaje się niewiarygodny,
więc martwię się.
Astrid
zatrzymała się i okryła się szczelniej swetrem.
- Jest dobrze, a przynajmniej tak mi się
wydaje. Żyje głównie pracą. – odparła po namyśle. Po jej zachowaniu wiedział,
że wie więcej, ale nie chciał bardziej naciskać. W środku czuł jak kamień spada
mu z serca. Astrid zerknęła na idącą kilka metrów za nimi Celinę i dodała: -
Wiesz, bo to wszystko to był jej pomysł. – poczuł gniew, bo nikt nie lubi,
kiedy postronny wtrąca się w jego sprawy. – Leny. Pytała o ciebie i poprosiła,
żebyśmy spróbowali wyciągnąć cię z domu. Jak byliśmy w drodze Celina dopiero
wspomniała o tej koleżance. Wiesz…
- … mam teraz czas na sukcesy, zabawę i
świętowanie. – dokończył ze złością.
- Nie tak powiedziała, ale o to chodziło.
- Myślisz, że wróci?
Astrid
westchnęła ciężko i wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Nie chciałam pytać, ale wiem, że
jeździ na tyle często do Örebro, żeby wynajmować
tam mieszkanie.
Nie
wiedział, co dokładnie nim kieruje, gdy po przeszło czterech miesiącach stał
znów przed drzwiami mieszkania nieopodal Uniwersytetu. Z jakiegoś powodu nie
zwracał uwagi na późną porę. Chwilowo nawet przyszła zemsta za to najście nie
wydawała mu się istotna.
Miał
deja vu, kiedy znów słyszał wiązkę
siarczystych przekleństw, a blondynka pojawiła się po drugiej stronie.
- Czy ty masz pojęcie która jest godzina?! – zawarczała
mrużąc oczy, ale wpuściła go do środka. Prawdopodobnie przez wegańską pizzę w
jego rękach. – Bądź cicho, bo obudzisz moją kuzynkę. – dodała, idąc do kuchni.
Odruchowo znalazł się przy szafce pełnej herbat ze wszystkich stron świata i
wybrał odpowiednią dla siebie. Dopiero, kiedy usiedli przy stole z parującymi
kubkami odezwała się: - Słucham, zanim się obudzę.
- Chciałbym z nią porozmawiać.
- Ale ona nie ma ochoty rozmawiać z tobą. –
bąknęła od razu, mieszając swój napar. Maiken na co dzień cechowała ogromna
szczerość, ale w tej wersji nie miała żadnych zahamowań. – Wiesz, że tak jest
lepiej?
- Niby komu?
- Globalnie. – mruknęła sarkastycznie. –
Prawie wszystkim, pomijając mnie, oczywiście, ale ja sobie poradzę. Powiem ci
to samo, co powiedziałam jej. Były dwie opcje, jeśli chciałaby walczyć.
Przekonałaby cię, ale ty nie jesteś gotowy, więc rozstalibyście się po wielkiej
kłótni i to zniszczyłoby ją. Opcja dwa: wybiłbyś jej to z głowy. – chciał coś
powiedzieć, ale machnęła ręką. – Oczywiście, że tak. Nawet nie zaprzeczaj. Zdradzę
ci sekret, który dotyczy kobiet: jesteśmy w stanie poświęcić się dla mężczyzn w
wielu sprawach, iść na kompromisy i rezygnować z wielu rzeczy, jeśli ich
kochamy, ale ta jedna kwestia jest bezdyskusyjna. Przynajmniej w większości
przypadków. I tak, myślała głównie o sobie, ale zrezygnowała z miejsca, które
jest jej domem, z wymarzonej pracy, z przyjaciół. Wszystko tylko po to, żebyś
TY stracił jak najmniej.
Uniosła
kubek i spokojnie dmuchnęła rozwiewając parę. To samo zimno, które czuł cztery
miesiące temu, ścisnęło jego serce i gardło. Wiedział, że ma rację.
- Jest szczęśliwa?
- Na tyle na ile może.
- A poza tym? – pewne słowa po prostu nie
mogły przejść przez jego gardło. Obraz szatynki i jakiegoś niezidentyfikowanego
faceta bez twarzy ciągle plątał się mu gdzieś po głowie. Sama myśl bolała.
- Dużo pracuje. Bardzo dużo. – odparła powoli,
a w jej głosie słyszał troskę i zmartwienie. Maiken była pracoholikiem, więc
jej frasunek spotęgował jego niepokój. – Ale Svindal wydaje się gotowy do
przygotowań. Razem z Larsem odwalają świetną robotę.
Kojarzył
blondyna ze zdjęć, ale pierwszy raz poczuł ukłucie zazdrości.
- I te inne… rzeczy…
Blondynka
parsknęła, prawie oblewając się herbatą. Odchrząknęła, zakaszlała i spojrzała
na niego z rozbawieniem.
- Nie ma na to czasu. – odpowiedziała, ale coś
w oczach Daniela sprawiło, że nie musiał nic więcej mówić. – Rozważa różne
opcje.
- Opcje?
- Zawsze są jakieś możliwości.
Jeśli ci o nich opowiem to przez miesiąc nie zaśniesz z nerwów. – odparła, a na
jej usta wkradł się złośliwy uśmiech. Twarz Daniela tracąca kolory i powoli
stapiająca się ze ścianą wydawała się jej niezwykle zabawna. – Na razie tylko
rozważa opcje i szuka najlepszej.
- Czemu się wstrzymuje?
- Uwe.
Tylko
skinął głową i już nic więcej nie powiedział. Teraz wiedział, że niezależnie od
tego czy będzie chciała, czy nie, kiedyś będzie musiała wrócić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz